Po raz pierwszy, na prośbę uszyłam lekką piłeczkę.
Oczywiście, znowu na własnych błędach się uczę :)
W sumie uszyłam, z 6 takich większych piłeczek :)
Problemem był szablon, znalazłam gdzieś w czeluściach netu, malutki szablon.
Podkleiłam fizeliną, wykroiłam i pozszywałam kawałki, zostawiając mały otwór do wypchania piłeczki. Wypchałam dość mocno, piłeczka jest malutka ale bardzo twarda.
Zamiast od razu powiększyć schemat, jakiegoś zaćmienia umysłu dostałam.:)
Kolejną piłeczkę powiększyłam ręcznie i nie wyszła, co widać na zdjęciu ,są przypięte szpileczki. Szyłam już bez podklejonej flizeliny, po wypchaniu piłeczka jest mięciutka taka, o jaką chodziło.
Spróbowałam włożyć piłeczkę do piłeczki, na zasadzie jasiek + poszewka, aby była mocniejsza.
Nie układała się takim sposobem ładnie.
Po czwartej próbie, aby nie śniły mi się po nocach piłki, :) pokroiłam kolorowe resztki i wyszła, jak wyszła :)
Do środka włożyłam grzechotkę (wyrób własny).
Taka, jaka była w planie, lekka, nie wypchana mocno, miękka, aby maluch, mógł uchwycić w rączką materiał i nie jest śliska.
Przy ostatniej czarno-białej z serduszkiem, z filcu zakryłam to co nieładne na zszyciu było, no tak ogólnie dla próby. Taki był zamiar.
Dwie kolorowe, mniejsza i większa dostały nóg i poszły sobie z kołderką i cała resztą do maluszka.
Ta z serduszkiem również dostała domek.:)
Nie są idealne wykonane, zszycia mogłyby być mocniejsze. Mają wady, ale już mam pojęcie "jak to się je" :)
I chyba o to chodzi, aby cieszyło szycie ( czy cokolwiek innego), nawet jak jest nie jest idealnie wykonane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz