W pewnym momencie zaczęłam żałować, że poprzednie wyposażenie kuchni wymieniłam na lepszy model, choć tylko odchodziła okleina. Mogłam zaczekać i pomalować za jakiś czas. Wystarczyło zmienić układ, dokupić zlewozmywak oraz składany stół i mniejszym nakładem finansowym odświeżyć szafki. Polak mądry po szkodzie. :( Człowiek całe życie się uczy. :)
Trudno, jednak nic w przyrodzie nie ginie. Nowa kuchnia, która już w niezmienionym stanie, miała posłużyć lata, zrobiła mi prezent w postaci odchodzącej okleiny. A może to i dobrze, bo ta kolorystyka w pewnym momencie zaczęła mnie drażnić. :) Upłynęło jednak sporo czasu, zanim się zabrałam za zmiany.
Na początek przemalowanie ścian na biało - to już poprawiło wygląd kuchni. Wybrałam sprawdzoną już farbę z Dekoralu do kuchni i łazienki. Najpierw zmywanie tłustego, potem gruntem potraktowanie ścian. Kochana córeczka tym się zajęła.
Troszkę trwało malowanie, bo aby przykryć te poprzednie, soczyste kolorki, trzeba było trzech warstw białej farby.
Klik
Białe ściany
Przed malowaniem ścian dla przypomnienia
Kolorystka jest ograniczona. Ostatecznie zdecydowałam się na malowanie tylko frontów, a nie całych szafek, więc rozważałam kolor biały i bawełnę. Szkoda, że nie można dostać z tej firmy testerów, który by ułatwił dobór koloru, ale takich za kilka złotych. Wybrałam bawełnę i tak do końca nie wiedziałam jaki to będzie kolor.
Na opakowaniu i na próbniku w sklepie miałam wrażenie, że to złamana biel, idąca w beż. Na blogach znalazłam różne określenia tego koloru, śmietanka, złamana biel szarością, kremowy. I nic dziwnego, bo w sumie każde z tych określeń można przypisać tej intrygującej nazwie "bawełna".
Zdjęcie nie oddaje rzeczywistej barwy, jest jaśniejsza po wyschnięciu, ale jest bardzo przyjemna dla oka.
Kiedy kolor został wreszcie wybrany, przyszedł czas na kolejny krok, czyli malowanie. :) O tym już w kolejnym wpisie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz